Król wjeżdża do Jerozolimy na osiołku — BIBLIOTEKA INTERNETOWA Strażnicy

„Król jadący na osiołku, źrebięciu oślicy.” Mt 21,5

4 września 1991 roku w czasie katechezy Jan Paweł II mówił:

Królestwo mesjańskie, urzeczywistniane przez Chrystusa w świecie, objawia się i ostatecznie określa swoje znaczenie w kontekście męki i śmierci krzyżowej. Już przy wjeździe do Jerozolimy następuje przewidywany przez Chrystusa fakt, który Mateusz przedstawia jako spełnienie się przepowiedni prorockiej Zachariasza o «królu jadącym na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy» (Mt 21,5). W zamyśle proroka, w zamiarze Jezusa i zgodnie z interpretacją ewangelisty osiołek symbolizował łagodność i pokorę. Jezus był cichym i pokornym królem wjeżdżającym do miasta Dawidowego, gdzie poprzez swoją ofiarę miał urzeczywistnić proroctwa o prawdziwej królewskiej władzy mesjańskiej.

Jednak Ci sami, którzy widzieli w Chrystusie króla, później odwrócili się od Niego. Było to wygodniejsze, ale przecież tak niesprawiedliwe. Jakże wielu nie chciało zobaczyć owej niesprawiedliwości. Potrzeba było dopiero Wielkiego Piątku i Wielkanocy, aby wielu przejrzało. W obecnych czasach konieczne jest także takie przejrzenie, o czym świadczy ten przykład...

Umiera ojciec sześciorga dzieci. Od najwcześniejszych lat pracował. W dzieciństwie utracił rodziców. Opiekowali się nim obcy ludzie. Było mu źle, często nie miał co jeść. Gdy miał 14 lat, został pomocnikiem u szewca. Nie zarabiał nic, pracował za łyżkę jedzenia. Cztery lata później pracował już jako niewykwalifikowany robotnik przy budowie dróg. Wkrótce założył rodzinę. Starał się być dobrym mężem i ojcem. Starał się dać dzieciom wykształcenie. W domu była bieda, ale nigdy nie kradł, nigdy też nie widziano, żeby był pijany. Zmarł. Sąsiadki pokiwały głowami. Żona popłakała. Skromny pogrzeb przemknął gdzieś bocznymi ulicami, a na końcu cmentarza wyrosła nowa mogiła.

A oto umiera inny człowiek. Pochodził z zamożnej rodziny. Służył różnym sztandarom. Miał doskonały zmysł orientacyjny i zawsze wcześniej przeczuwał, skąd powieje dobry wiatr. Pięknie prawił banały o miłości ku krajowi i ku ludziom. Pracował niewiele, ale tak, że pieniędzy miał dużo. Ludzie sami przychodzili i prosili, aby wziął. To, że czasem mieli łzy w oczach, ostatecznie nie ma znaczenia. Życie rodzinne bez zarzutu. Żonie przeważnie był wierny. Jedyny syn zajmował świetnie płatne stanowisko. Aż przyszła śmierć. W gazetach wydrukowano łzawe nekrologi. Na wspaniałym pogrzebie wygłoszono wzruszające przemówienia. Grób pokryła granitowa płyta.

Zmarł młody człowiek, niespełna trzydziestoletni. Wszyscy w okolicy żałowali go, bo nie tylko był młody, ale też bardzo dobry. Nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Sąsiedzi wiedzieli, że opiekował się samotną staruszką mieszkającą w tym samym domu. Znajomi pytali: „Dlaczego właśnie on zachorował na raka, a nie inny sąsiad, wiecznie pijany i bijący swą żonę, dzieci. Czy to jest sprawiedliwe?”. Niektórzy podsumowali: „Zresztą... tyle w świecie niesprawiedliwości”.

Chrystus, odrzucony, skazany na śmierć, zmartwychwstał trzeciego dnia i w ten sposób ukazał, że dobro zawsze w ostatecznym rozrachunku zwycięża. Potrzeba zatem, aby człowiek popatrzył na wszelką ludzką niesprawiedliwość z perspektywy krzyża i poranka wielkanocnego.

Niestety, często sami nie chcemy przejrzeć na oczy, o czym świadczy smutna opowieść z jednego ze szpitali. Zbliżała się Wielkanoc. Dzieci z niepokojem liczyły dni, dopytywały się o termin wypisu, błagalnym wzrokiem żebrały u lekarza: „Proszę mnie wypisać ze szpitala”. Tylko Tomek się nie naprzykrzał, leżał spokojnie.
– A ty, kawalerze, nie prosisz o zwolnienie na święta? – zagadnął pewnego dnia ordynator.

Otwarte szeroko oczy dziecka zdradzały strach. Widać było smutek.

– Ja, panie doktorze, nie chcę wracać do domu, nie chcę, nie dajcie mnie do domu.

Lekarz spojrzał zdumiony.

– Nie chcesz być na święta w domu?

Tomek przytulił główkę do poduszki i cichym głosem zaczął się żalić:

– Nie chcę do domu, bo tata pije, klnie i kłóci się z mamusią. Jak jest pijany, to mnie i mamusię bije, kopie. Nie chcę do domu. Tu jest mi dobrze.

Zadbajmy, aby ten święty tydzień stał się czasem refleksji, przejrzenia i popatrzenia na nasze życie przez pryzmat ofiary, która ożywiona miłością zwycięża wszelką nieprawość. Oby w naszych domach przyjście Chrystusa Zmartwychwstałego zostało przygotowane przez spowiedź, uczestnictwo w Triduum, a także atmosferę pełną ciepła i miłości. Ma to być czas, w którym nikt nie popełni błędu sprzed 2000 lat, kiedy to ludzie witający Jezusa w Jerozolimie później Go opuścili i zdradzili. Wyciągnijmy z tego wnioski i dokonajmy odpowiednich wyborów.

ks. Janusz Mastalski (źródło: https://www.ekspreshomiletyczny.pl/)