XVI niedziela w ciągu roku
„Kto ma uszy, niechaj słucha.” Mt 13, 43
W coraz większej liczbie domów panuje przemoc i leją się łzy, dlatego często rodzi się pytanie: Gdzie jest Boża sprawiedliwość? Bóg powinien ukarać krzywdzicieli! Dlaczego tego nie robi? Czyż jednak nie pozostaje w pamięci dzisiejsza Ewangelia? Bóg po prostu czeka na efekt końcowy! To oczekiwanie sprowadza się do dania szansy każdemu człowiekowi, który zagubił drogę do Pana. Każdy ma możliwość powrotu i udowodnienia Bogu, że potrafi i chce być wierny! Można zatem powiedzieć, że Jezus oczekuje, aby każdy z nas stawał się ewangeliczną pszenicą, a nie chwastem. Co powinien uczynić człowiek, aby taka przemiana mogła nastąpić? Aby odpowiedzieć na to pytanie, spróbujmy zgłębić symbolikę zawartą w dzisiejszej Ewangelii.
Najpierw trzeba zauważyć, że chwasty są niebezpieczne dla wielu roślin, bowiem odbierają im wodę niezbędną do życia. Pole zachwaszczone to mniejsze plony i utrudniona wegetacja. Podobnie jest w ludzkim życiu. Człowiek odbierający drugiemu życiodajne składniki, jak: nadzieja, miłość, możliwość rozwoju, staje się takim ewangelicznym chwastem. Wielu z nas swoim zachowaniem, z premedytacją lub bez niej, odbiera innym chęci do życia. Jakże nie przytoczyć w tym miejscu znanego utworu Fiodora Dostojewskiego pt. Łagodna, który opowiada o małżeństwie przeżywającym różnego rodzaju problemy. Ich rozwiązaniem ma być milczenie. Dlatego też małżonkowie cały czas milczą. Cisza jest nieznośna. Główna bohaterka staje się coraz bardziej zgorzkniała, a w konsekwencji umiera. Mąż odebrał jej chęć do dalszego życia. Można więc powiedzieć, że stał się jej życiowym chwastem. Niestety, podobne postawy można spotkać prawie w każdej rodzinie. Egoizm i dbanie tylko o pragnienia prowadzą do wielu kryzysów rodzinnych.
Jan Paweł II w jednym ze swoich orędzi na Światowy Dzień Pokoju napisał: „Nie można żyć w niekonsekwencji: wymagać od innych i od społeczeństwa, a samemu prowadzić życie tak, jakby wszystko w nim było dozwolone”. Człowiek, który nie stosuje się do tego zalecenia, staje się „chwastem”. Wcześniej czy później trzeba go usunąć z ludzkiego życia. Najgorsze są jednak te „chwasty”, które odbierają nadzieję. Aby zilustrować taką postawę przytoczę wypowiedź wybitnego polskiego filozofa. Ksiądz profesor Józef Tischner na pytanie o to, skąd się bierze nadzieja, odpowiedział w jednej z audycji telewizyjnych w następujący sposób:
Nadzieja to jest ta siła, która kieruje nas ku drugiemu człowiekowi lub ku Bogu. Mamy nadzieję, że kiedy postawimy pytanie, drugi człowiek na nie odpowie. Kiedy postawimy pytanie Bogu, Bóg odpowie. W chrześcijaństwie nadzieja zakreśla krąg obcowań międzyludzkich. Ale – co tutaj jest szczególnie ciekawe – nadzieja przychodzi od drugiego człowieka. Logika jest taka: najpierw wiara, potem nadzieja. Najpierw ktoś musi we mnie uwierzyć, żebym potem ja mógł mieć nadzieję. A uwierzyć to znaczy odkryć we mnie jakąś godność. Muszę poczuć, że jestem godny nadziei.
Zatem ktoś, kto neguje moją wartość, odbiera jednocześnie nadzieję, bez której nie można żyć.
Wracając do symboliki dzisiejszej Ewangelii, trzeba podkreślić, że chwasty nie tylko odbierają wodę innym roślinom, ale także zabierają im miejsce, w którym mogłyby normalnie rosnąć. W ludzkiej egzystencji oznacza to postawę człowieka, który w imię swoich ambicji i planów nie pozwala na realizację potrzeb drugiego. W naszych domach nie są odosobnione przypadki, gdy jednej osobie podporządkowany jest cały dom. Typowym przykładem takiego stawiania sprawy jest mąż, który w imię wykonywanej przez siebie ciężkiej pracy zawodowej zwolniony jest z wszelkich obowiązków domowych. Wychodzi z założenia, że i tak już wiele czyni dla całej rodziny. Ponadto nie przyjmuje żadnych uwag, bo twierdzi, że przecież ciężko pracuje. W ten sposób rodzi się domowa monarchia, w której nie wszyscy mają równe prawa i obowiązki. Wspomniany ks. Tischner mawiał:
Kwestia mroków życia nie zależy od tego, ile jest kwiatów na łące, ale jak my do tej łąki i do tych kwiatów podchodzimy. Ta sama łąka oglądana oczami zakochanych jest inna niż oglądana oczami zrozpaczonych.
W przytoczonym przykładzie mąż ma zupełnie inną ocenę sytuacji domowej niż pozostali domownicy. On nie widzi problemu. Można więc powiedzieć, że człowiek często nie zdaje sobie sprawy, że jest tym ewangelicznym chwastem.
Jan Paweł II pisał w jednym z listów: „Taktyka stosowana przez Szatana polega na tym, aby się nie ujawniać – aby zło, szczepione przez niego od początku, rosło z samego człowieka, z samych ustrojów i układów międzyludzkich, międzynarodowych”. Często bywa tak, że uciekamy od stanięcia w prawdzie, odkrycia w sobie pokładów nieprawości, które utrudniają, a w niektórych przypadkach uniemożliwiają bliźnim normalne funkcjonowanie. Stąd też ważne staje się wezwanie Jezusa: „Kto ma uszy, niechaj słucha” (Mt 13). Trzeba nastawić uszy na słowo Boga, który mówiąc o sądzie ostatecznym, ostrzega przed sprawiedliwością. W perspektywie sądu każdy musi zapytać siebie, czy jest ewangeliczną pszenicą, z której będzie chleb, pokarm dla innych, czy raczej chwastem odbierającym innym szansę na życie. Jest to zatem pytanie o perspektywę królestwa Bożego, perspektywę życia wiecznego. Nie można zwlekać z odpowiedzią, która powinna zrewidować jakość naszego życia!
ks. Janusz Mastalski
XVII niedziela w ciągu roku
„Zrozumieliście to wszystko?” Mt 13, 51
Ewa, bohaterka książki Doroty Terakowskiej Ono, myśli o sobie tak: „Gdybym miała na imię Andżelika, od razu byłabym kimś innym. Andżelikę na pewno spotkałyby w życiu romantyczne przygody, Sandra byłaby bogata, a Patrycja powinna być elegancka (...). Dostajesz imię i stajesz się kimś? Nikim w tłumie Ew”. Człowiek obdarzony imieniem staje się kimś konkretnym, określonym – najpierw dla otoczenia, a później dla samego siebie. Każdy z nas posiada imię, które w jakimś sensie ukazuje oblicze i wnętrze. Chodzi o imię "chrześcijanin". Człowiek wierzący to ten, który przez całe życie musi pamiętać, kim jest! Dzisiejsza Ewangelia pozwala nam zrozumieć głębiej proces stawania się chrześcijaninem.
Chrystus poucza, że każdy z nas powinien stać się podobny do ojca rodziny, „który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13). W różny sposób można interpretować te słowa, ale jednym z możliwych tłumaczeń jest ukazanie pewnego rodzaju uniwersalizmu chrześcijańskiego. Jan Paweł II mówił do młodych w 1991 roku: „Kościół Chrystusowy jest rzeczywistością fascynującą i wspaniałą. Jest bardzo stary – liczy bowiem dwa tysiące lat – a jednocześnie jest wciąż młody dzięki Duchowi Świętemu”. Za sprawą Trzeciej Osoby Boskiej możliwy jest prawdziwy postęp, który zakłada, że będąc wiernym zasadom wiary, można korzystać ze zdobyczy cywilizacyjnych. Nieprawdą jest, jakoby chrześcijanin był człowiekiem zacofanym, który we wszystkich nowościach widzi zło. Dzisiejsza Ewangelia dobitnie ukazuje prawidłową postawę: łączyć stare z nowym. Chodzi zatem o roztropne, ale i odważne korzystanie ze zdobyczy cywilizacyjnych.
Niestety, wielu praktykujących katolików jest uzależnionych od współczesnej techniki. Istnieją takie domy, w których zepsuty telewizor zupełnie burzy porządek i spokój. Okazuje się, że nagle pojawia się jakaś pustka. Telewizor był bowiem swoistą ucieczką przed dialogiem z domownikami. Na pewno nie jest to postawa oddająca istotę chrześcijańskiej miłości. Świadomość, że jestem wierzącym człowiekiem, pełni rolę autocenzury. Jestem postępowy w myśleniu i czynieniu, ale biorę pod uwagę przykazania Boże! Pamięć o tym, kim jesteśmy, umożliwia podejmowanie trafnych i dojrzałych wyborów.
Imię, które każdy z nas nosi (chrześcijanin), oznacza również znajomość orędzia ewangelicznego. Jezus, przemawiając do swoich uczniów, zadaje im pytanie: „Zrozumieliście to wszystko?” (Mt 13). Jakże ważna staje się odpowiedź: „Tak jest” (Mt 13). Patrząc na własną wiarę, trzeba zapytać, czy rozumiemy, co mówi do nas Bóg. W tym miejscu dla lepszej ilustracji zagadnienia posłużę się pewną przypowieścią.
Zdarzyło się współczesnemu człowiekowi, że pewnego razu zabłądził na pustyni. Z nieba lał się żar jak roztopiony ołów, nagrzany piasek wrzynał się boleśnie w skórę, oczy piekły ze zmęczenia, a sił ubywało z każdym krokiem. Nagle wędrowiec dostrzegł w oddali oazę.
– To na pewno fatamorgana, zwodniczy miraż – pomyślał – na to się nie nabiorę.
Kiedy jednak szedł w tym kierunku, zjawisko nie znikało. Wprost przeciwnie: palmy rysowały się coraz wyraźniej, a przede wszystkim woda stawała się bardziej realna.
– To głód i pragnienie tak omamiły moją wyobraźnię – tłumaczył sobie przekornie – takie fantazje są czymś naturalnym w moim położeniu. Teraz nawet słyszę szum źródełka, ale to niemożliwe, to halucynacja.
Wkrótce potem przechodzili tamtędy dwaj beduini.
– Nie mogę tego pojąć – odezwał się jeden z nich – jak ten człowiek mógł umrzeć, mając prawie daktyle w ustach, a na długość ręki źródło?
– To był prawdziwie współczesny człowiek – odparł drugi.
Jak widać, brak umiejętności odczytania znaków może być powodem tragedii. Prawdziwy chrześcijanin powinien zarówno w swoim sumieniu, jak i w drugim człowieku odnajdywać wolę Bożą. Tylko wtedy ma szansę przeżycia swojego życia w pokoju, tylko wtedy może zrozumieć Boże przesłanie, tylko wtedy potrafi twierdząco odpowiedzieć na pytanie: Zrozumiałeś to wszystko?
Jest jeszcze jedno wskazanie w dzisiejszej Ewangelii. Jezus mówi do uczniów: „wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony” (Mt 13). Prawdziwy chrześcijanin żyje w perspektywie życia wiecznego i sądu ostatecznego. Konkretnie chodzi o wierność Bożym przykazaniom na co dzień, o bycie sprawiedliwym. Jan Paweł II w liście Parati semper pisał, że „chrześcijaństwo uczy nas rozumienia doczesności z perspektywy królestwa Bożego, z perspektywy życia wiecznego”. Można więc powiedzieć, że prawdziwy chrześcijanin odczytuje wszystkie codzienne wydarzenia z perspektywy wiary. Zarówno chwile uniesień, zwycięstw, jak i porażki oraz cierpienia należy odczytywać przez pryzmat opatrzności Bożej. Nie wszystko stanie się zrozumiałe, ale na pewno łatwiejsze do uniesienia. Chrześcijan to człowiek, który potrafi zaufać do końca, nie skarżąc się zbytnio!
Wyjdźmy zatem dziś z tej świątyni ze świadomością, że jesteśmy powołani do coraz głębszego rozumienia słów samego Boga oraz realizacji Jego wskazań. Można więc zapytać na koniec: „Zrozumieliście to wszystko” (Mt 13)? Tak jak apostołowie powinniśmy z wiarą i pokorą powiedzieć: „Tak jest” (Mt 13)!
ks. Janusz Mastalski (źródło: https://www.ekspreshomiletyczny.pl/ )