Niesamowity jest ten fragment Listu do Rzymian:
„Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby także wraz z Nim wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej – zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?” (8,31-34)
W tych słowach jest zawarty przede wszystkim niezwykły realizm, bo to przecież właśnie przeciwko nam spokojnie można wnieść to oskarżenie i wydać wyrok potępiający. Jeśli sądzimy, że jest inaczej, to rozmijamy się z Bogiem i prawdą o nas. Dzieło odkupienia dokonane przez Syna Bożego dotyczy właśnie nas – grzeszników, bo takimi jesteśmy. I Bóg w swojej świętości rzeczywiście miałby pełne prawo oskarżyć nas i potępić. Taki jest realizm uczciwego ludzkiego spojrzenia. Tymczasem św. Paweł pokazuje, że Bóg w swojej wszechmocy nie zamierza ani nas oskarżać, ani wydawać na nas wyroku potępienia.
Tym, który oskarża człowieka przed Bogiem, jest Szatan, gdyż ma w swojej ręce szereg dowodów przeciw każdemu z nas: wiele przykładów naszej słabości, grzechu, niekonsekwencji i głupoty. Natomiast Bóg pragnie nas odkupić i wyzwolić z biedy, grzechu i upadku, toteż nie On – jak potocznie, a nieprawidłowo myślimy – będzie nas oskarżał. Na sądzie ostatecznym sami, patrząc na swoje życie, będziemy musieli dokonać oskarżenia w świetle słowa, które wyrzekł Bóg, a które dzisiaj z całą mocą proklamuje Ewangelia: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” (Mk 9,7). Syn Boży wciąż do nas mówi i wskazuje właściwą drogę postępowania, dlatego będziemy musieli dokonać rozliczenia z realizacji Jego słowa. Jeżeli stwierdzimy, że odeszliśmy od Boga i uparcie w tym odejściu trwaliśmy, odrzucając prawdę o własnej słabości i grzeszności, wtedy wyrok będzie potępiający.
Dopiero wychodząc od tych słów św. Pawła, możemy zrozumieć relację między Bogiem a Abrahamem i to, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia. Albowiem Pan Bóg – wbrew wszelkim pozorom i fałszywym wieściom – ani nie rozbudza w nas niepokoju, strachu czy kompleksów, ani nie sprawuje władzy jak tyran, ani nie oskarża, ani nie potępia, lecz poszukuje bliskości z nami! Czy to nie jest zdumiewające? On, który jest samą miłością, wszechmocą, dobrocią, który niczego nie potrzebuje, poszukuje nas i wzywa po imieniu: Abrahamie, Piotrze, Pawle, Jakubie, Janie. Tak jak kiedyś zawołał: „Samuelu” (1 Sm 3,6), tak samo dziś wzywa każdego z nas. Jeśli więc tu jesteśmy, to nie z własnej inicjatywy, ale dlatego, że każdy usłyszał dzisiaj rano swoje imię wprost od Niego albo przez kogoś, kto pomógł mu usłyszeć i przypomnieć sobie, że Pan Bóg go woła i na niego czeka. A przecież całą mądrością człowieka jest odpowiadać tak jak Abraham: Oto jestem! Ty, Boże, wołasz mnie – nędznego, biednego grzesznika. Nie wiem, czego możesz ode mnie chcieć? Na co mogę Ci się przydać? Ale skoro mnie wzywasz, to mówię: oto jestem!
Po co Bóg nas woła? Aby nas uszczęśliwić, byśmy zbliżając się do Niego, mogli kosztować słodyczy Jego miłości. Jednak przybliżenie się do Boga dokonuje się zawsze przez ofiarę, a to wcale nie jest łatwe! Trzeba się zmienić: odejść od swojego sposobu myślenia i działania, odwiązać się od tego, do czego przywykłem w słabym, zranionym grzechem pierworodnym człowieczeństwie, i wreszcie dostrzec, że Bóg ma dla mnie coś lepszego, piękniejszego, co jedynie może zaspokoić moje serce.
Pan Bóg pokornie czeka ze swoją niezwykłą propozycją: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20). Czy odpowiem na to zaproszenie? Jeśli tak, wówczas Bóg powie mi jak Abrahamowi: „Słuchaj, weź swojego jedynego syna Izaaka, na którego tak długo oczekiwałeś i którego miłujesz, i złóż go w ofierze. Oddaj Mi go, bo Ja ci go dałem”. Abraham zaufał Bogu! A czy ja potrafię oddać wszystko, czego żąda Pan?
Jeśli Wielki Post ma nas do czegoś doprowadzić, to do takiego właśnie wyzwolenia. Muszę dobrze rozeznać, co najbardziej kocham, co jest mi najdroższe na ziemi i czy czasem to coś lub ktoś nie stoi ponad Bogiem. Czy tego kogoś lub czegoś nie cenię bardziej niż Jego? Czy potrafię to Bogu oddać? Bo tylko wtedy mogę rzeczywiście uwierzyć. Tylko wtedy mogę składać hołd Bogu, który jest moim największym dobrem, szczęściem i któremu zaufałem, gdyż wiem, że kiedy Go słucham, nie może mnie spotkać nic złego – choćby się to wiązało z niesamowitym przewartościowaniem własnego serca! – bo jak poucza psalmista: „Ufałem nawet wtedy, gdy mówiłem: «Jestem w wielkim ucisku»” (Ps 116,10). Jaki musiał być ogromny ucisk w sercu Abrahama! Jednak nie stracił zaufania; był bowiem przekonany, że Bóg – będąc samą miłością – pragnie dla niego dobra, choć próba jest tak bolesna.
Oto droga, którą w Wielkim Poście trzeba każdemu z nas przebyć, jeżeli chcemy zostać wyzwoleni przez Jezusa Chrystusa. On nie zmusza i nie wywiera presji, ale swoją męką pociąga i umacnia!
Bóg nigdy nie krzywdzi człowieka, wprost przeciwnie – zaświadcza, że nie wolno składać go w ofierze. Ale to, czego Bóg nie pozwolił zrobić Abrahamowi z Izaakiem, czyni ze swoim Synem. Jezus oddaje życie za każdego z nas. To jest znowu bardzo osobiste wezwanie. Bóg zwraca się do mnie bezpośrednio: „Słuchaj, Ja za ciebie oddaję swoje życie. Czy z tego skorzystasz? Czy dostrzeżesz ten niezwykle czytelny znak mojej miłości? Czy zwiększy się twoje zaufanie? Czy będziesz zdolny oddać wszystko i pójść za Mną, aby być naprawdę szczęśliwym?”.
Ewangelia głosi, że apostołowie zobaczyli prawdziwe oblicze Chrystusa. Dlatego odrzućmy fałszywe obrazy Boga, który oskarża, potępia, do czegoś zmusza, wywiera presję, coś zabiera, niszczy nasze życie. Odkrywajmy prawdziwe oblicze Boga, który oddaje za nas życie, pragnie bliskości z nami, codziennie woła po imieniu, jest spragniony naszego szczęścia, zachęca i pokornie prosi, abyśmy otworzyli przed Nim swoje serca.
Uczmy się w tym zbawiennym czasie Wielkiego Postu prostować spojrzenie i rozmiękczać twardość serca, która sprawia, że często Boga do niego nie wpuszczamy, mówiąc: „Idź sobie, nie ma nas w domu, nie mamy czasu, jesteśmy zajęci, nie chcemy być z Tobą”. Odrzucajmy wszelką zachłanność, abyśmy umieli oddać Bogu to, co próbujemy jeszcze dla siebie zatrzymać.
ks. Kazimierz Skwierawski (źródło: https://www.ekspreshomiletyczny.pl/)