„I szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów.” Mt 15, 27
Nikt nie ma obowiązku bronić się wobec fałszywych oskarżeń. Każdy może przyjąć wszystkie zarzuty, nawet te wyssane z palca, a zmierzające do jego zniszczenia. Tak postąpił Jezus po swoim pojmaniu. Nie bronił się, mimo że był niewinny. Zostawił obronę Bogu. Ojciec zaś Go nie obronił, ale dał Mu siłę, by zniósł wszystkie uderzenia i upokorzenia. Nagrodę przygotował dla Niego po zmartwychwstaniu.
Inaczej jest, gdy niszczą kogoś na naszych oczach. Wówczas trzeba stanąć w jego obronie. Tego domaga się miłość. Ta obrona wymaga mądrości i odwagi. Bez tych dwóch cnót nie należy wychodzić na plac boju, bo więcej będzie z tego szkody niż pożytku.
Matka kananejska stanęła w obronie córki. Jako poganka nie miała wielkich szans na interwencję izraelskiego proroka, ale zaryzykowała. Miłość potrafi to uczynić. Jezus wystawił ją na próbę. Upokorzył, i to publicznie. Najpierw nic nie odpowiedział na jej wołania. Następnie porównał ją do psa. Kobieta zniosła to upokorzenie. Nawet potrafiła je wykorzystać dla wzmocnienia prośby. Przyjęła logikę zdania, że chleb jest dla panów, i dodała: a okruszyny dla psów. Ona prosi o okruszynę serca Jezusa dla swej córki. W nagrodę otrzymała to, o co prosiła, i do tego piękną pochwałę swej wiary!
Uczeń Jezusa musi opanować sztukę przyjmowania upokorzeń. Nie musi się bronić. Ale jeśli chce iść za Mistrzem, winien być przygotowany na upokorzenia. Na drodze świadczenia miłosierdzia innym więcej jest upokorzeń niż pochwał.
ks. Edward Staniek (źródło: https://www.ekspreshomiletyczny.pl/)