"Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania." 1 J 5, 2

Król Francji Ludwik IX uważał za najważniejsze miejsce w swoim życiu kościół, w którym został ochrzczony. Nie katedrę, gdzie został ukoronowany na króla Francji, ale chrzcielnicę w rodzinnej miejscowości, gdzie otrzymał godność dziecka Bożego.

Święto Chrztu Pana Jezusa, które dziś przeżywamy, przypomina nam nasz własny chrzest i jest okazją do tego, aby za tę wielką łaskę Bogu podziękować. Do każdego z nas w chwili naszego chrztu wypowiedział Bóg z miłością te same słowa, które skierował do Chrystusa. Tyś jest mój umiłowany syn! Tyś jest moją umiłowaną córką!

Poprzez chrzest Bóg uczynił nas swymi przybranymi dziećmi, braćmi i siostrami Chrystusa i świątyniami Ducha Świętego. W chwili chrztu Bóg zgładził obciążający nas grzech pierworodny oraz wycisnął na naszej duszy niezatarte znamię dziecka Bożego.

Rodzicom zawdzięczamy życie naturalne, fizyczne. W chwili chrztu Bóg podzielił się z nami życiem boskim, które nazywamy łaską uświęcającą. Jest ona dla nas „biletem” do nieba. Poprzez chrzest Bóg udzielił nam łask koniecznych dla naszego duchowego rozwoju: łaski do wzrastania w wierze, łaski do pogłębiania naszej nadziei i łaski do wzrastania w miłości.

Bogactwu darów otrzymanych na chrzcie musi zawsze towarzyszyć świadomość, że był on tylko początkiem naszej duchowej przygody z Bogiem. Dlatego za chrztem powinno iść nasze życie zgodne z Ewangelią oraz nieustanne pogłębianie naszej przyjaźni z Bogiem poprzez modlitwę i wzrastanie w wierze, nadziei i miłości.

Obserwując codzienne życie, można dojść do smutnego wniosku, że wielu współczesnych wyznawców Chrystusa o obowiązkach wynikających z chrztu zapomina. Weźmy chociażby naszą ojczyznę. Pewien cudzoziemiec zadał mi kiedyś takie pytanie: „Dlaczego, proszę księdza, tyle u was zła, kłótni politycznych i religijnych, pogardy dla odmienności drugiego człowieka? Przecież jesteście narodem katolickim i szczycicie się św. Janem Pawłem II. Dlaczego tak mało jest zgody, miłości, szacunku do człowieka, pomimo tylu kazań, pielgrzymek, rekolekcji, spowiedzi, przyjętych komunii?”.

Nie jest wcale lepiej z chrześcijanami żyjącymi na świecie. Kiedy jeden z hindusów zachęcany był przez misjonarza do przyjęcia chrześcijaństwa, z jego ust padły następujące słowa: „Znam Ewangelię, czytam ją nieraz i podziwiam, ale nie widziałem zbyt wielu ludzi żyjących według tej pięknej nauki. Niech mi ojciec wierzy, kocham Chrystusa, ale nie lubię chrześcijan, bo nie widziałem ich prawdziwie chrześcijańskiego życia”.

Gorzkie są te słowa, ale często niestety prawdziwe. Ktoś porównał życie współczesnych chrześcijan do kamienia na dnie rzeki. Cały mokry. Wystarczy go jednak rozłupać, a przekonamy się, że wewnątrz jest suchy. Do jego wnętrza nie dotarła nigdy kropla wody, choć leżał w wodzie może setki lat...

Przywołajmy w tej chwili moment naszego chrztu, kiedy rodzice przynieśli nas do kościoła i w naszym imieniu prosili kapłana o ten sakrament. Czy wiemy, w jakim kościele byliśmy ochrzczeni? Czy odwiedzając ten kościół, zatrzymujemy się przy chrzcielnicy, miejscu, w którym staliśmy się dziećmi Bożymi? Czy znamy datę naszego chrztu i czy w jego rocznicę dziękujemy Bogu za tak wielką łaskę? A przede wszystkim, czy staramy się żyć tak, jak powinni to czynić prawdziwi synowie i prawdziwe córki Boże?

W chwili chrztu Bóg wypowiedział z miłością do nas te same słowa, które skierował do Chrystusa: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17). Zapytajmy samych siebie: Czy Bóg jest z nas zadowolony? Czy ma w nas „upodobanie”? Czy raduje się z naszego życia, z naszej modlitwy, wiary, nadziei i miłości?

Odnówmy zatem dzisiaj przyrzeczenia chrztu, które w naszym imieniu złożyli rodzice. Odnówmy naszą przyjaźń i bliskość z Chrystusem. Starajmy się być takimi synami i córkami, w których Bóg ma upodobanie.

Do Chrystusa, który jest z nami obecny i patrzy na nas z miłością, módlmy się słowami modlitwy:

Strzeż nas, Panie, abyśmy nie byli:
tymi, którzy dużo mówią, a nie podejmują niczego,
tymi, którzy podejmują wszystko, a niczego nie kończą,
tymi, którzy zawsze obiecują, a nigdy nie dotrzymują słowa,
tymi, którzy nic nie robią, a wciąż krytykują,
tymi, którzy ubolewają nad okrucieństwem obecnych czasów i ludzkim egoizmem, a nie podejmują niczego, by wspomagać innych,
tymi, którzy marzą, by otrzymywać, a nic nie dawać,
tymi, którzy umieją prosić, a nie chcą dziękować.
Modlimy się do Ciebie, Panie.

ks. Marian Bendyk (źródło: https://www.ekspreshomiletyczny.pl/)